za niedługo będzie moja rocznica.
Dokładnie 14.06.2006 roku zaczęłam prowadzić bloga i opisywałam moją walkę z ciałem i kilogramami.
8 lat...
8 lat tylu zmian.
Matura, studia, chłopaki, wyjazdy, rodzice, szpital...
Jedno pozostało niezmienne- walka z ciałem.
Tylko sposoby się zmieniły, teraz już nie umiem tak jak kiedyś.
A może za dobrze wiem czym to 'pachnie'?
I styl pisania inny.
Ale co się dziwić jak wtedy miałam jakieś 18 lat.
Lubię czasami wracać do tamtego bloga.
Czytając go uśmiecham się a czasami myślę jaka byłam żenująca ;)
Myślę o dziewczynach z tamtego okresu.
Co się z nimi stało?
Czy nadal tak jak ja walczą o siebie?
środa, 28 maja 2014
środa, 21 maja 2014
Życie niekontrolowane jest bezwartościowe
Za oknem temperatura wzrasta co powoduje ,że humor u mnie bardzo dobry ale i chęci jakiegokolwiek wyjazdu coraz większe.
Za miesiąc rejs po morzu śródziemnym a moje ciało nadal nie jest idealne.
Ale walczę, jem zdrowo- błonnik, otręby, owoce, warzywa, kurczak, nabiał.
Staram się codziennie biegać, min 5km.
Odpuszczam tylko w środy, bo mam 2h fitnessu.
W weekendy też bywa różnie z racji mojej pracy ale może to i lepiej, bo mięśnie mają czas na regenerację.
Zamówiłam sobie z pewnej strony z rzeczami dla sportowców kilka rzeczy i mam nadzieję ,że dzięki małym wspomagaczom do 21 czerwca osiągnę chociaż połowę tego czego chcę.
Poza dietą wszystko bez zmian.
Pracuję gdzie pracowałam. Wiele osób mnie pyta czy mnie to nie męczy. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Owszem męczy mnie to ,że każdy weekend spędzam w klubie, że nie mogę wyskoczyć ze znajomymi na weekend za miasto czy chociażby zrobić głupiego grilla. Ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie siebie w innej pracy, pracy za biurkiem, codziennie od 8-16, to nie dla mnie. Tutaj w tygodniu chodzę 3 dni i jak mam ochotę to przyjeżdżam o 7 rano a jak nie to o 13.
Z T. wszystko idzie w dobrą stronę, za 2 miesiące stuknie nam rok. Zleciało nie wiadomo kiedy. Pies nam rośnie i rozrabia. Do domu tylko rzadko wpadam i dzwonię też nie często. Matka ma mi to trochę za złe, dobrze ,ze zaraz dzień matki to jakoś jej to wynagrodzę.
Trzymajcie się chudo! ;)
Za miesiąc rejs po morzu śródziemnym a moje ciało nadal nie jest idealne.
Ale walczę, jem zdrowo- błonnik, otręby, owoce, warzywa, kurczak, nabiał.
Staram się codziennie biegać, min 5km.
Odpuszczam tylko w środy, bo mam 2h fitnessu.
W weekendy też bywa różnie z racji mojej pracy ale może to i lepiej, bo mięśnie mają czas na regenerację.
Zamówiłam sobie z pewnej strony z rzeczami dla sportowców kilka rzeczy i mam nadzieję ,że dzięki małym wspomagaczom do 21 czerwca osiągnę chociaż połowę tego czego chcę.
Poza dietą wszystko bez zmian.
Pracuję gdzie pracowałam. Wiele osób mnie pyta czy mnie to nie męczy. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Owszem męczy mnie to ,że każdy weekend spędzam w klubie, że nie mogę wyskoczyć ze znajomymi na weekend za miasto czy chociażby zrobić głupiego grilla. Ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie siebie w innej pracy, pracy za biurkiem, codziennie od 8-16, to nie dla mnie. Tutaj w tygodniu chodzę 3 dni i jak mam ochotę to przyjeżdżam o 7 rano a jak nie to o 13.
Z T. wszystko idzie w dobrą stronę, za 2 miesiące stuknie nam rok. Zleciało nie wiadomo kiedy. Pies nam rośnie i rozrabia. Do domu tylko rzadko wpadam i dzwonię też nie często. Matka ma mi to trochę za złe, dobrze ,ze zaraz dzień matki to jakoś jej to wynagrodzę.
Trzymajcie się chudo! ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)